Z piskiem opon stawiasz się na parkingu przed rzeszowskim centrum sportowym i trzaskasz drzwiami przyśpieszonym krokiem, podążając w kierunku wejścia do budynku. Z hukiem opuszczasz sportową, czerwoną torbę na podłogę i lekceważysz zaintrygowane spojrzenia kolegów z drużyny. Przebierasz się sprawnie w klubowy zestaw treningowy i chcąc uniknąć rozmów z zawodnikami, na które naprawdę obecnie nie masz ochoty przymykasz za sobą drzwi szatni i stawiasz się w progu tych, za którymi kryje się hala. Trener wykrzywia usta w subtelnym uśmiechu na twój widok i zleca ci kilka ćwiczeń na rozciągnięcie. Kiwasz jedynie głową i posłusznie wykonujesz zadania Kowala. Po chwili wraz z pozostałymi członkami drużyny obiegasz teren wokół boiska, stawiając sobie za cel wyładowanie targającej wciąż tobą wściekłości. Takim sposobem jako pierwszy kończysz okrążenia i gestem dłoni przywołujesz do siebie Buszka. Odbijasz z przyjmującym w parze, uderzając nadgarstkiem z całej siły w piłkę i czujesz ulgę zalewającą twoje ciało z każdym solidnym ciosem wymierzonym w Rafała. 31-latek marszczy brwi, kiedy podbija kolejne otrzymane od ciebie piłki z siłą, która mogłaby być trochę słabsza. Udaje jednak, że nie dostrzega twojego dziwnego zachowania i kontynuuje rozgrzewkę. Krzywisz się, gdy żółto-błękitna Mikasa wpada w obszar twojego pola. Andrzej spogląda na ciebie z uniesioną brwią, kiedy zbyt impulsywnie reagujesz na to niepowodzenie. Zirytowany na samego siebie walisz dłonią dynamicznie o parkiet, klnąc siarczyście pod nosem. Wzdychasz głośno na podejrzliwy wzrok szkoleniowca i wznosisz rękę ku górze, zapewniając go, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
—Ej, co ty kurwa za maniane odpierdalasz?—zagaja do ciebie półszeptem, aby nie dotarło to do trenera, Lemański.
—Nic. Jestem tylko trochę poddenerwowany.—odpierasz najspokojniej jak tylko się, przeczesując palcami włosy.
—Yhym, jasne.
—Nie wtrącaj się, Bartuś.—warkasz przez zaciśnięte zęby.
Środkowy patrzy na ciebie zaskoczony, ale nie podejmuje kolejnych prób dowiedzenia się co miało taki wpływ na twoje zachowanie. A ty przez resztę treningu starasz się trzymać nerwy na wodzy co nie bardzo ci wychodzi. Kopiesz w krzesełko, wywracając go gwałtownie, a głowa drużyny tym razem nie traktuje cię łagodnie. Przywołuje cię do siebie, a ty jedynie przewracasz oczami.
—Masłowski, co się z tobą dzieje?—wypowiada surowym tonem.
— Ależ nic takiego trenerze.—machasz dłonią, próbując zlekceważyć twoje wybuchy podczas gry.
— Przecież widzę. Nie okłamuj mnie.—układa dłoń na twoim ramieniu i przypatruje się uważnie twojej twarzy.—Najlepiej będzie jeżeli opuścisz halę i pójdziesz do domu. —mówi stanowczo.
—Nie, nie trzeba. Naprawdę to nic takiego.
—Masłowski, marsz do szatni, a potem do domu.—rzuca tonem głosu nieznoszącym sprzeciwu.
Mierzysz go pełnym błyskawic wzrokiem, mając do niego wewnątrz głowy pretensje za odesłanie z powodu zbyt dużego pobudzenia. Po dłuższej chwili wymiany spojrzeń z starszym mężczyzną prychasz jedynie pod nosem i odrzucasz piłkę do kosza, wędrując w kierunku wyjścia. Czujesz na sobie odprowadzający, zdziwiony wzrok chłopaków, ale żaden z nich się za tobą nie wstawia. Nie jesteś tym zawiedziony.
—Synku, co się dzieje?—dociera do ciebie cichy, pełen zaniepokojenia głos rodzicielki.
— Uwierz mi, mamo. Nie mogę ci powiedzieć.—patrzysz na nią bijącymi smutkiem błękitnymi tęczówkami.
Kiwa jedynie głową i przyciąga cię do siebie. Otula cię szczelnie matczynymi ramionami, gładząc dłonią twoje włosy. Normujesz przyśpieszony przez szloch oddech i przymykasz powieki, wykorzystując jej bliskość w celu uspokojenia się. Wznosisz nikle kąciki ust ku górze, kiedy po fali rozpaczy i melancholii nie ma już śladu. A to wszystko dzięki niej. Muskasz ustami policzek matki i prosisz ją o pozostawienie cię samego, gdyż musisz odpocząć od tej całej otoczki wokół blondynki. Przymyka za sobą drzwi, a ty wzdychasz głośno. Odpływasz do krainy Morfeusza szybciej niż się spodziewałeś. Masz nadzieję, że przynajmniej tutaj zaznasz spokoju od osoby być może przyszłej matki twojego dziecka.
Ten rozdział to totalny nie wypał, ale cóż czasami zdarzają się słabsze części :( Wybaczcie, że wczoraj nie pojawiła się nowość według planu, ale moje samopoczucie było katastrofalne i uniemożliwiało mi pisanie :/ Choć po mimo, że po wczoraj nie ma śladu to dzisiejszy odcinek to dramat :( Mam nadzieję, że choć Wam się spodoba. Całuję i do zobaczenia w piątek ;*
PS: Zapraszam serdecznie na duet z Paulką, gdzie nowość wrzucona wczoraj została napisana tym razem przez mnie ^^ Jeżeli intryguje Was postać Filipa oraz jego związek z Izą i obecność Julii to klikajcie tutaj >>Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz<<
—Ej, co ty kurwa za maniane odpierdalasz?—zagaja do ciebie półszeptem, aby nie dotarło to do trenera, Lemański.
—Nic. Jestem tylko trochę poddenerwowany.—odpierasz najspokojniej jak tylko się, przeczesując palcami włosy.
—Yhym, jasne.
—Nie wtrącaj się, Bartuś.—warkasz przez zaciśnięte zęby.
Środkowy patrzy na ciebie zaskoczony, ale nie podejmuje kolejnych prób dowiedzenia się co miało taki wpływ na twoje zachowanie. A ty przez resztę treningu starasz się trzymać nerwy na wodzy co nie bardzo ci wychodzi. Kopiesz w krzesełko, wywracając go gwałtownie, a głowa drużyny tym razem nie traktuje cię łagodnie. Przywołuje cię do siebie, a ty jedynie przewracasz oczami.
—Masłowski, co się z tobą dzieje?—wypowiada surowym tonem.
— Ależ nic takiego trenerze.—machasz dłonią, próbując zlekceważyć twoje wybuchy podczas gry.
— Przecież widzę. Nie okłamuj mnie.—układa dłoń na twoim ramieniu i przypatruje się uważnie twojej twarzy.—Najlepiej będzie jeżeli opuścisz halę i pójdziesz do domu. —mówi stanowczo.
—Nie, nie trzeba. Naprawdę to nic takiego.
—Masłowski, marsz do szatni, a potem do domu.—rzuca tonem głosu nieznoszącym sprzeciwu.
Mierzysz go pełnym błyskawic wzrokiem, mając do niego wewnątrz głowy pretensje za odesłanie z powodu zbyt dużego pobudzenia. Po dłuższej chwili wymiany spojrzeń z starszym mężczyzną prychasz jedynie pod nosem i odrzucasz piłkę do kosza, wędrując w kierunku wyjścia. Czujesz na sobie odprowadzający, zdziwiony wzrok chłopaków, ale żaden z nich się za tobą nie wstawia. Nie jesteś tym zawiedziony.
***
Osuwasz się po powierzchni drzwi twojej sypialni i opadasz na podłogę. Przyciągasz do siebie kolana, oplatając je ramionami i podpierasz na nich brodę, wpatrując się tępo przed siebie. Postać blondynki wyżera całkowicie twoje myśli, powodując u ciebie zmęczenie większe niż morderczy trening u Kowala. Jesteś psychicznie, a nawet w jakimś stopniu fizycznie wyczerpany tą sytuacją. Ten wieczny mętlik nie daje ci spokoju. Nim spostrzegasz a nawierzchnia twoich oczu staje się szklista. Ta cholerna pielęgniarka zawróciła ci w głowie i byłeś gotów dla niej sięgnąć nieba. Tymczasem ona zrujnowała twoje w miarę poukładane życie jednym zdaniem, jedną sytuacją, jednym przypadkowym spotkaniem...A co jeśli będziesz ojcem? Co jeśli jej się udało? Przecież od zawsze marzyłeś o założeniu rodziny. Nie poddasz się tak łatwo, jeżeli będzie choć o twojego potomka czy potomkinie. Szkoda tylko, że w twoje kruche, porcelanowe serce został wbity cios, przełamujący je na pół. Kręcisz głową niczym w amoku, nie dopuszczając do siebie wiadomości, że ta rozmowa z przed kilku godzin naprawdę miała miejsce, że Aleksandra okazała się być podłą, przebiegłą dziewczyną, a nie tą uroczą, delikatną, piękną blondynką. Czujesz przeszywający na wskroś twoją psychikę ból. Cierpisz. Cierpisz przez dziewczynę, którą ledwie ujrzałeś dwa razy, z którą tak niewiele zdań wymieniłeś, której słodkich ust posmakowałeś dwa miesiące temu. Jak mogłeś ulec lesbijce? Gdybyś tylko wcześniej usłyszał prawdę od Tomka...Może to skończyłoby się inaczej. Słona ciecz błądzi, wyznacza szlaki na twoich policzkach, a ty prychasz pod nosem. Jak mogłeś się tak łatwo i szybko w niej zakochać? Nie masz pojęcia, kiedy zauroczenie przeistoczyło się w coś więcej. Nienawidzisz jej. Gardzisz nią. Czujesz do niej obrzydzenie, ale mimo to nadal stąpa po stopniach w twoich myślach. Nadal uważasz, że jest śliczna. Podirytowany na samego siebie rzucasz się na materac łóżka, wyładowując na nim całą złość za pomocą pięści. —Synku, co się dzieje?—dociera do ciebie cichy, pełen zaniepokojenia głos rodzicielki.
— Uwierz mi, mamo. Nie mogę ci powiedzieć.—patrzysz na nią bijącymi smutkiem błękitnymi tęczówkami.
Kiwa jedynie głową i przyciąga cię do siebie. Otula cię szczelnie matczynymi ramionami, gładząc dłonią twoje włosy. Normujesz przyśpieszony przez szloch oddech i przymykasz powieki, wykorzystując jej bliskość w celu uspokojenia się. Wznosisz nikle kąciki ust ku górze, kiedy po fali rozpaczy i melancholii nie ma już śladu. A to wszystko dzięki niej. Muskasz ustami policzek matki i prosisz ją o pozostawienie cię samego, gdyż musisz odpocząć od tej całej otoczki wokół blondynki. Przymyka za sobą drzwi, a ty wzdychasz głośno. Odpływasz do krainy Morfeusza szybciej niż się spodziewałeś. Masz nadzieję, że przynajmniej tutaj zaznasz spokoju od osoby być może przyszłej matki twojego dziecka.
~*~
Hejka!Ten rozdział to totalny nie wypał, ale cóż czasami zdarzają się słabsze części :( Wybaczcie, że wczoraj nie pojawiła się nowość według planu, ale moje samopoczucie było katastrofalne i uniemożliwiało mi pisanie :/ Choć po mimo, że po wczoraj nie ma śladu to dzisiejszy odcinek to dramat :( Mam nadzieję, że choć Wam się spodoba. Całuję i do zobaczenia w piątek ;*
PS: Zapraszam serdecznie na duet z Paulką, gdzie nowość wrzucona wczoraj została napisana tym razem przez mnie ^^ Jeżeli intryguje Was postać Filipa oraz jego związek z Izą i obecność Julii to klikajcie tutaj >>Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz<<